~*~
Był wczesny ranek, kiedy otworzyłem oczy. Słoneczne światło na chwilę oślepiło mnie, ale zaraz oczy przyzwyczaiły się do jaskrawości dnia. Poruszyłem się i prawie od razu tego pożałowałem. Spanie na drzewie w jednej pozycji nie należy do najwygodniejszych. Prawie całe moje ciało zdrętwiało i teraz ruch sprawiał mi ból. Oczywiście nie miałem wyboru - musiałem rozprostować zdrętwiałe mięśnie, żeby moje cierpienie się skończyło. Powoli zsunąłem się z drzewa. Wyciągnąłem się i rozejrzałem w poszukiwaniu Ducha. Niedaleko zobaczyłem kupkę niewielkich, dokładnie obgryzionych kości, lecz tygrysa nie było. Niepokój zacisnął na mnie swoje szpony. A jeśli coś mu się stało? Przecież wiesz że jest równie lekkomyślny jak ty!
- Duch? - krzyknąłem pytająco, jakby spodziewając się że wyskoczy z pobliskiej kępki krzewów. Oczywiście nic takiego się nie stało. Przetarłem oczy i ruszyłem przed siebie. W końcu jest możliwość, że zapodział się gdzieś koło domu. Kiedy doszedłem do mojej chatki, usłyszałem pomruk zza niej. Poszłem więc tam skąd dochodził dźwięk i odetchnąłem z ulgą. Duch stał naprzeciw mojej siostry i jej towarzyszki. Zastanowiłem się co tu robią ... czyżby wiedziały o tym jak "zgubiłem" Ducha? Miałem nadzieję ze nie. Nie lubiłem wychodzić na ofiarę losu przed Cassandrą, która czasami przesadnie traktował rolę starszej siostry, jak na mój gust.
- Cześć Cassie, co robisz? - zapytałem, używając zdrobnienia od Cass. Siostra obrzuciła spojrzeniem mój miecz zawieszony na plecach, oraz niechlujne ubranie. Miałem ochotę spytać się: A czego oczekujesz po gościu śpiącym na drzewach? Jednak powstrzymałem się. Miała w tym temacie odrobinę racji ... ale tylko odrobinę,
<Cassandra?>
~ 12 monet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz