Przywiązałem Dylana do drzewa, najmocniej i najlepiej jak potrafiłem. Byłem dość dobry w przywiązywaniu ludzi. Ot taka mała umiejętność, która z pozoru do niczego się nie przydaje. A w praktyce? Nawet cieszą się że ją mam.
- A więc czego chcesz? - maja siostra zadała pytanie, prawie warcząc. Mężczyzna spojrzał jej w oczy i wiedziałem, że nie było to spojrzenie uległego baranka.
- Ani mi się śni ci mówić! - krzyknął jej prosto w twarz. Cassandra przycisnęła sztylet do jego szyi, ale wiezień tylko się zaśmiał.
- Nie możesz mnie zabić. Inaczej nigdy nie dowiesz się co mnie tu sprowadziło! - uśmiechnął się bezczelnie w stronę mojej siostry, za co miałem ochotę walnąć go w twarz. Uznałem jednak że było by to głupie, zważywszy że jest on przywiązany do drzewa, a Cass przyciska mu nóż do szyi. Skończyłem go wiązać i zbliżyłem się do niego. Cass rzuciła mi szybkie spojrzenie, ale nie byłem pewien co wyrażało. Myślę że coś w rodzaju "uważaj". Spojrzałem zimnym wzrokiem prosto w oczy przybysza.
- Wiemy kim jesteś. Przybyłeś na rozkaz Pożeracza, a w takim razie jeśli tobie się nie uda przyśle następnych. Możliwe iż okażą większe zainteresowanie rozmową. - cedziłem słowa spokojnie. - Jak więc widzisz, spokojnie możemy cię zabić. Prędzej czy później i tak dowiemy się co knuje ten potwór. - skończyłem. Dylan spojrzał mi w oczy, próbując zobaczyć niepewność, strach czy zmartwienie. Niestety nie udało mu się to. Jeśli chciałem potrafiłem być naprawdę przekonujący. Mężczyzna napotkał więc spojrzenie prawie czarnych, nieugiętych i zimnych jak lód oczu. Dotarło do niego iż jesteśmy w stanie go zabić, jeśli nie powie nam po co tu jest. Dylan odwrócił wzrok.
- Na dobrze ... powiem wam. - powiedział zrezygnowanym tonem. Czy właśnie złamałem człowieka siłą spojrzenia?
- Zamieniam się w słuch. - rzuciłem nadal zimnym tonem, bezwiednie kładąc dłoń na rękojeści małego sztyletu, który trzymałem przy pasie. Czasami był równie użyteczny co miecz. No i mniej widoczny.
<Cass? Mały brak weny.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz